O istnieniu Aarona Swartza dowiedziałem się dopiero jakieś półtora roku temu, kiedy prokuratura stanu Massachusetts rozpoczęła jego zakończoną tragicznie gehennę zmagań z amerykańskim wymiarem sprawiedliwości.
Ale przecież od lat korzystałem z dobrodziejstwa RSS, które współtworzył, będąc jeszcze 14 letnim chłopcem; od lat dyskutowałem na reddicie, do którego powstania się przyczynił, i pewnie też mnóstwo razy używałem sajtów, których oprogramowanie oparte jest o web.py - bibliotekę jego autorstwa.
Nie należał nigdy do Partii Piratów, ale bywa nazywany piratem, był programistą, hackerem i aktywistą przepełnionym ideą wolnego oprogramowania, wolnej kultury i nauki. Jako nastolatek współtworzył Creative Commons, założył internetową grupę Demand Progress, wsławioną walnym przyczynieniem się do wygranej amerykańskich aktywistów z projektem SOPA, współpracował z Rootstrikers i Avaaz.
Czytając dzisiaj jego eseje i wspomnienia jego przyjaciół i znajomych, można się przekonać, jak oryginalnym był myślicielem i jak wielkim idealistą. Był niepokorny, zaangażował się w walkę, w której stawką okazało się 30 lat więzienia. Nie dowiemy się już pewnie nigdy, co pchnęło go do tego ostatecznego kroku, do odebrania sobie życia. Cierpiał na depresję, ale wielu jego bliskich nie ma wątpliwości, że to rujnujące go finansowo i psychicznie postępowanie wymiaru sprawiedliwości przyczyniło się do jego decyzji.
Samobójstwo Aarona ma swój tragizm nie tylko dla najbliższych. Zapewne stanie się symbolem czasów, w jakich żyjemy. Tworzenia wpierw a później ‚mocowania się’ z systemem, który sami wypracowaliśmy. Droga Cudownego Dziecka Internetu dla wielu zyska wymiar głębszy niż jedynie kolejna jednostkowa historia życia. Jego zaangażowanie, jego wierność ideałom, wiedza i ciągła walka – zakończona niestety porażką – staną się wielkim zwycięstwem. Na zawsze pozostanie dla nas diamentem, wystrzelonym przeciwko niesprawiedliwości tego świata.
Rest In Peace Aaron Swartz.
Zbigniew Łukasiak
zdjęcie: Wikipedia