Wywiad dla Tygodnika „NIE”

O dostępie do dóbr kultury, patentach i wolności „NIE” rozmawia z Błażejem Kaczorowskim, prezesem Partii Piratów.

Robert Surcouf, francuski korsarz, znany był z tego, że pustoszył każdy obcy statek, szczególnie zaś upodobał sobie fregaty brytyjskie. Kiedy łupił kolejną z nich, angielski oficer zwrócił się do niego tymi słowy: „Wy, Francuzi, bijecie się tylko dla pieniędzy, nie jak my – dla honoru”. Na co Surcouf odrzekł: „Każdy bije się o to, czego mu brakuje”.
O co bije się Partia Piratów? Czego Wam brakuje?

Za mało jest ludzi, tak w Polsce, jak i na świecie, którzy tworząc prawo dotyczące nowych technologii rozumieliby, na czym technologie te polegają. Jeżeli słuchają czyichś rad, są to najczęściej podpowiedzi organizacji producenckich i wielkich korporacji informatycznych, którym zależy, by przepisy jak najmocniej ograniczały przeciętnego użytkownika.

Przykłady?

Najprostszy: z internetu możemy pobierać materiały objęte prawami autorskimi (muzyka, filmy itp.), ale nie możemy ich udostępniać, mimo że w sieci pobieranie i udostępnianie to tak naprawdę jedno, bo bez wzajemnej wymiany danych nie mogłaby istnieć. Kolejne to choćby wymuszanie na firmach używania systemu operacyjnego wiodącej firmy w celu rozliczenia się z ZUS. Chodzi o słynny program Płatnik, który można uruchomić wyłącznie w systemie Windows.

Jakie zmiany w prawie chcecie wprowadzić?

Przede wszystkim zajęlibyśmy się uregulowaniem kwestii, o których przed chwilą wspomniałem. Ponadto należy monitorować na bieżąco, ile naszej wolności oddajemy w imię „bezpieczeństwa” i czy każdy z tych przypadków jest naprawdę uzasadniony. Zmian wymaga też prawo patentowe. Chcemy skrócić czas obowiązywania patentów i ich zakres, tak by można było tworzyć nowe wynalazki na podstawie już istniejących, ale opatentowanych. Są miejsca w których patenty są zwyczajnie głupie, na przykład sławny patent na dwuklik myszy albo nawet zabójcze, mowa tu o medycynie.

10 lat temu określenie „pirat” kojarzono najczęściej z odzianym w dresy jegomościem handlującym na targu nielegalnie kopiowanym oprogramowaniem. Zauważa Pan jakieś podobieństwo między sobą a nim?

Kiedyś pirat sprzedawał gierki spod lady, ale to się zmieniło, bo teraz większość ludzi, którzy posiadają komputer z dostępem do sieci, można tak nazwać. Według badań Business Software Alliance, organizacji zrzeszającej komercyjnych producentów oprogramowania, większość ludzi w Polsce to piraci. Kolejnymi piratami są – jak twierdzi ZAiKS i ZPAV – ludzie, którzy pobierają lub udostępniają muzykę i filmy w internecie.

Rynek się zmienia, artyści i programiści powoli przestają potrzebować dystrybutorów i pośredników, internet daje im dostęp do odbiorcy bezpośrednio. Ciekawostka z zeszłego tygodnia: dzięki udostępnieniu za darmo nagrań wideo w internecie, sprzedaż płyt Monty Python wzrosła o 23000%.

Większości ludzi łatwo byłoby określić idealny model wymiany dóbr kultury: pojawia się nowy film, album jakiejś grupy muzycznej? Ściągamy je za darmo z internetu. Gdyby zapytać społeczeństwo, czy chce dostawać za friko także jedzenie, ubrania itp., z pewnością by na to przystało. Co z ludźmi, którzy stworzyli te dzieła? Reżyser i muzyk powinni zostać wynagrodzeni za swoją pracę, nie uważa Pan? Mają pecha – w przeciwieństwie do piekarza czy krawca – że można praktycznie bezkarnie bezpłatnie wejść w posiadanie ich wytworów.

Dzieło jest w praktyce drogą artysty do zysku i popularności, a nie celem samym w sobie. Piekarz zarabia na chlebie, bo pieczołowicie pracuje nad każdym bochenkiem, tak samo krawiec nad ubraniem, każda z tych rzeczy ma wartość dlatego, że została włożona w nie praca i materiały. Artysta przygotowuje się do każdego koncertu i za to należy mu się godziwe wynagrodzenie, ale utwór jest jeden, a stworzenie kopii tegoż nie wymaga ani pracy, ani materiałów. Nie mamy tu więc do czynienia z kradzieżą. Tak działa internet, po to został stworzony, aby powielać i rozpowszechniać informacje.
Na marginesie, warto wspomnieć, że ok. 2% kasy z każdej sprzedanej czystej płyty CD, DVD, dysku twardego i innych nośników danych idzie do kieszeni organizacji producenckich, takich jak ZAiKS. Głupi to pomysł czy nie, tak się dzieje.

Myśli Pan, że zorganizowanie partii wokół jasno sprecyzowanego celu może być kluczem do sukcesu? Żadne ze znaczących ugrupowań nie buduje poparcia wokół konkretów. Bo gdy konkret znika, znika także partia.

Budowanie społeczeństwa informacyjnego to proces ciągły i nie można powiedzieć, że istnieje jego definitywny koniec. Nasz konkret więc nie zniknie. Wynika to z tego, że społeczeństwo informacyjne opiera się na technologii, którą jak wiemy ciągle się zmienia, ulepsza, modernizuje. Z pewnością będą pojawiać się nowe problemy.

Szwedzka Partia Piratów może według sondaży zwyciężyć w wyborach do Europarlamentu. 21% obywateli rozważa głosowanie na te ugrupowanie w nadchodzących wyborach. Wśród młodych ludzi (18-29) wynik ten sięga aż 55%. Jakie są źródła tego powodzenia?

Ludzie, którzy korzystają z nowych technologii i je rozumieją, utożsamiają się z jej poglądami. Poza tym to nie jest kolejna partia która powstaje na gruzach innych, ale świeża i całkowicie obywatelska inicjatywa, tak samo jak w Polsce.