Dla Gazety Wyborczej

Piraci w parlamencie? Brzmi niewinnie, ale może być gorąco
Dla zgrywy to czy na serio z tą partią?

Błażej Kaczorowski, założyciel Polskiej Partii Piratów:

Traktujemy naszą działalność bardzo poważnie, zwłaszcza, że reprezentujemy sporą rzeszę ludzi, a to do czegoś zobowiązuje. Nie zależy nam na pięknych hasłach, tylko na konkretnych działaniach i dlatego niedawno zarejestrowaliśmy naszą partię. Powołaliśmy prezydium, wydaliśmy kilka uchwał, ustaliliśmy składki członkowskie, po to by skoordynować prace wewnątrz partii i móc w sposób zorganizowany podjąć się działań na zewnątrz. Działań zmierzających do osiągnięcia naszych celów.

Ale, pod jaką nazwą! Piracka partia? Przecież gliniarze z wydziału PG żyć wam nie dadzą…

Nie jesteśmy partią piracką, działającą ponad literą prawa. Wręcz przeciwnie, walczymy o jasno sprecyzowane reguły prawne, po to by statystyczny obywatel X mógł swobodnie działać w ich obrębie. Polskie prawo niestety wciąż zawiera luki, przykładem może być prawo prasowe.

Partia piratów, ale jakich – wodnych, drogowych, komputerowych? A może jesteście hackerami, którzy po godzinach włamują się na cudze komputery…

Partia piratów walczących o wolność w każdej sferze życia, przy poszanowaniu praw człowieka i jego godności. Konstytucją RP gwarantuje ją obywatelom, ale inne reguły prawne często degradują to pojęcie. Proszę zauważyć, że art. 30 KRP wyraźnie mówi: „przyrodzona i niezbywalna godność człowieka stanowi źródło wolności i praw człowieka i obywatela. Jest ona nienaruszalna, a jej poszanowanie i ochrona jest obowiązkiem władz publicznych”. Z godności wynikają wszelkie inne prawa człowieka, jak chociażby prawo do rozwoju, tymczasem polskie prawo w wielu postanowieniach traktuje człowieka przedmiotowo. Za przykład może posłużyć nie tak dawna historia kilku portali internetowych – „Szyciepoprzemysku”, czy „Gazeta Bytowska” i luki prawne w obrębie prawa prasowego, które zafundowały twórcom tych stron prawdziwą walkę nie tylko o „wolność słowa”, ale także wolność jako taką i własną godność. Proszę także zauważyć, że historia tych osób, mogłaby być dziś i Pańską historią, gdyby prowadził Pan – jako dziennikarz – autorskiego bloga. Nie jesteśmy piratami, którzy próbują nagiąć rzeczywistość do własnych potrzeb. Nam zależy na tym, aby prawo służyło człowiekowi, określając przywileje, jak i regulując powinność, czy też obowiązki. Prawo ma być narzędziem humanizacji, a nie degradacji człowieka. Nie chcemy go łamać i tego nie robimy. Każdy z członków PP korzysta z wolnego oprogramowania, jeśli słucha muzyki, to płaci za nią, ale nie możemy godzić się też na to, by prawo przyzwalało na pogwałcenie naszych praw, jako ludzi. Tak się właśnie dzieje, kiedy pieniądz ma prymat nad człowiekiem, kiedy górę biorą partykularne interesy określonych grup społecznych. Nie godzimy się na to, by traktowano nas jak obywateli drugiej kategorii – nas ludzi, których nie stać na drogie oprogramowanie, czy dostęp do wszystkich dóbr kultury. Czy to jest fair, że tylko elity mogą się w pełni rozwijać? A co z ludźmi szczególnie uzdolnionymi i jednocześnie mniej zamożnymi? Podziały tej kategorii niestety jeszcze istnieją. Czy w takiej sytuacji prawdziwy talent należy zpychać na margines, tylko, dlatego, że nie stać go na rozwój osobisty, na pogłębianie wiedzy?

Więc czemu piraci?

Nazwa jest celowa, przewrotna i prowokacyjna. Za pirata uważa się kogoś, kto kopiuje cudzy utwór. My twierdzimy, że nie ma w tym nic złego. Przynajmniej, nie powinno. Nie rozumiemy, dlaczego kopiowanie jest nazywane piractwem, mimo że w Polskim prawie jest ono dozwolone. Proszę zauważyć, że w latach 80-tych i 90-tych, kiedy popularne były kasety, nie określano piratem kogoś, kto zgrywał koledze utwór na taśmę. Natomiast ścigane były osoby, które czerpały z tego zyski. Zatem jeśli kupuję płytę i chcę podzielić się muzyką z kolegą, to czemu mam być nazwany piratem, złodziejem, itp.? Czy czerpię z tego dochody? Nie, a mało tego, popularyzuję w pewnym sensie twórczość danego artysty. Dziś w dużej mierze konsumenci bazują na opinii swoich znajomych. Proszę zauważyć, że w badaniach pro-konsumenckich, przy okazji wszelkich analiz, zawsze pojawia się pytanie: „czy kupując nowy produkt, opierasz się na opinii osób, które już kupiły produkt?” I proszę też spojrzeć na wyniki tych analiz. Innym przykładem może być akcja Paulo Coehlo, który popularyzuje swoją twórczość przez darmowe udostępnianie dzieł. Sam Coehlo zauważył, że dzięki temu wzrosła liczba jego sprzedawanych książek.

Na partyjnych proporcach powiewa hasło: piraci z całego świata, łączcie się. Ale, po co u licha?

Aby razem chronić dorobek kulturalny, który jest wspólnym dobrem wszystkich ludzi, a nie konkretnej jednostki. I siebie samych przed takimi bublami prawnymi jak niedawny projekt ustawy o prawach autorskich Ministerstwa Kultury, który delegalizował nagrywarki CD/DVD, jako narzędzia łamania ”skutecznych” zabezpieczeń.

Posłowie chcieli zdelegalizować nagrywarki DVD?

Być może trudno w to uwierzyć, ale dzisiejsza polityka jest często dość irracjonalną. Na szczęście w miarę szybko zreflektowali się, kiedy zauważyli, że każdy z nich ma taką w swoim laptopie. Ale kto wie, jaki byłby los tej ustawy gdyby nie akcja społeczna.

Piraci chroniący dorobek kulturalny?

Oczywiście. Przede wszystkim popularyzują go, dzięki nowym technologiom, jak bezpośrednia wymiana plikami i system rekomendacji, dzięki czemu wzrasta zainteresowanie danym tworem. Naszym głównym postulatem jest chęć i realna potrzeba rozwoju społeczeństwa informacyjnego, poprzez wzajemną edukację i otwartość, tj. chęć dzielenia się wiedzą. Chodzi o to, że żaden utwór, żadne rozwiązanie techniczne, wynalazek, nie powstają same z siebie. Ich twórcy czerpią inspiracje z tego, co już powstało, z dorobku cywilizacji, twórczości innych ludzi. Na tym polega rozwój. Owoc ich myśli będzie, zatem inspiracją dla przyszłych pokoleń. W przeciwnym razie staniemy w miejscu zamiast się rozwijać. Myślę, że nie chcemy do tego dopuścić.

Wy chyba jesteście anarchistami…

Zdecydowanie nie. Wtedy nie zakładalibyśmy partii, a ruch społeczny i działali w zupełnie inny sposób. A my wyznajemy zasadę dialogu, wzajemnej edukacji, przy wzajemnym poszanowaniu.

Twierdzicie, że prawo autorskie najlepiej wyrzucić do kosza a patenty są niepotrzebne

Mówi się, że patenty to synonim innowacji, ale to nieprawda, bo w rzeczywistości hamują postęp. W żaden sposób nie służą społeczeństwu, a jedynie eliminowaniu konkurencji. To oficjalnie sankcjonowana forma monopolu idei. Żaden patent nie powstaje przecież sam z siebie, lecz korzysta z dorobku technologicznego. Albert Einstein nie wymyśliłby Teorii Względności gdyby Newton i Leibniz nie wymyślili wcześniej rachunku różniczkowego. Ci zaś nie dokonaliby swego odkrycia gdyby nie teorii funkcji. Tak naprawdę, patenty leżą jedynie w interesie bogatych, a nie społeczeństwa. Co więcej, uzależniają społeczeństwo od określonej grupy interesu. Czy to jest moralne? Ocenę pozostawiam Państwu. Można wymyślić elektryczny samochód, ale długo nikt go nie zobaczy na drodze, bo ktoś inny opatentował sposób jego „tankowania”, a wynalazek trzyma w szufladzie. Tym samym, rozwój tej technologii zostaje wstrzymany na długie lata zanim ktoś nie wymyśli innego sposobu. Tak było z radiem FM czy telefonem. Mógłby wymyślić szybciej gdyby prawo zezwalało mu na wykorzystanie, ale nie kopiowanie, istniejących rozwiązań. To samo jest z prawem autorskim.

Ale za myślenie kasa też się należy

Oczywiście, wynalazca, czy też twórca powinien być wynagradzany, ale prawo powinno go motywować do jak najszybszego wdrożenia swego patentu a nie czekania, kto da więcej.

A co jest nie tak z prawem autorskim?

O ile patenty wstrzymują tworzenie nowych wynalazków, o tyle skostniałe prawo autorskie blokuje rozwój nowej kultury. Jedno i drugie powinno odzwierciedlać interes obywateli a nie wąskiej grupy biznesowej. Prawo autorskie za długo chroni utwory. Czy to normalne, że ktoś, dostaje pieniądze z tytułu praw autorskich nawet przez 70 lat po swojej śmierci? Naszym zdaniem wystarczy 5 lat by artysta lub aktor zarobił wystarczającą ilość pieniędzy. Firmy nie inwestują w filmy, książki czy nagrania, jeżeli nie da się na tym szybko zarobić.

Nikt nie nakręci filmu, nie nagra płyty czy nie napisze książki wiedząc ze zysk z jej sprzedaży pojawi się nie za 2-3 lata lecz dopiero za 70 lat. Dlaczego więc prawo autorskie obejmuje tak wydłużony okres czasu? Jeżeli więc twórcy przedłużają w nieskończoność
dostęp do swobodnego korzystania z ich utworów, czynią to jedynie z chęci zysku. A to jest już niedopuszczalne.

Czyli Windows po trzech latach mógłby być darmowy?

W przypadku programów komputerowych dodatkowo ograniczeniem mógłby być czas wspierania danego programu przez producenta np.: poprzez poprawianie znalezionych błędów czy pomoc techniczną.

W waszym programie znalazłem hasło 3x otwartość. Otwartość na co?

Po pierwsze: otwarte oprogramowanie administracji, po drugie: otwarte standardy w urzędach i po trzecie: otwarte podręczniki, czyli darmowa edukacja

Otwarte, czyli…

Bezpłatne. To może wydać się dziwne, ale urzędy państwowe nakręcają piractwo komputerowe…

Chwileczkę, sugeruje pan, że urzędnicy państwowi przyczyniają się do piractwa komputerowego?

Tak, bo nie stosują otwartego oprogramowania a jedynie komercyjne. Co gorsze, wszystkie tworzone przez siebie dokumenty generują w formatach komercyjnych a nie otwartych a tym samym zmuszają wielu obywateli do łamania prawa.

W jaki sposób?

Żeby odczytać plik zapisany w Wordzie musisz mieć program Microsoftu, tak? A co zrobisz, jeżeli nie stać cię na wydanie kilku stów na ten program? Jaką masz alternatywę? Dwie: albo nie przeczytać urzędniczego dokumentu albo złamać prawo i kupić program na lewo. Gdyby urzędnicy stosowali wolne oprogramowanie, czyli takie, z którego każdy może korzystać bezpłatnie ( np.: ak OpenOffice, KOffice i AbiWord), tego dylematu byś nie miał. Urząd nie ma prawa żądać od ciebie, nawet sugerować zakupu jakiegoś konkretnego programu, tylko po to abyś, jako obywatel mógł otworzyć państwowe dokumenty, które de facto są twoją własnością, bo powstały z twoich pieniędzy. Dlatego jednym z naszych postulatów jest wprowadzenie otwartych standardów wymiany danych w urzędach i archiwizacji dóbr społecznych.

A co z P2P, legalne czy zabronione?

Oczywiście, że legalne. Wszelkiego rodzaju niekomercyjne współdzielenie się plikami w Internecie powinno być wspierane przez prawo, które w sposób jasny powinno stanowić, że dzielenie się plikami jest legalne, gdy nie stoi za nim chęć zysku.

Patenty, prawo autorskie, opensource, p2p. Co do tego mają… szkolne podręczniki? Bo w waszym programie o nich piszecie.

Wspieramy ideę wolnych podręczników dla polskich uczniów, jako najlepszy sposób na tanią i powszechną edukację. To ma związek z otwartymi standardami w urzędach. Wystarczy, że Państwo zamówi ich napisanie, ale nie drukuje, lecz udostępni za darmo na stronach rządowych. Powinno tak zrobić w zgodzie z Konstytucją RP. Art. 70 ust 2 brzmi: „Nauka w szkołach publicznych jest bezpłatna.”.

To minister zmuszający uczniów do kupowania podręczników łamie konstytucje RP?

Tak, moim zdaniem zmuszanie ludzi do kupowania podręczników szkolnych to łamanie prawa. Wystarczy skorzystać z alternatywnych rozwiązań. Tak jak to jest np.: w Norwegii. [ Czyli jak? – Poroszę 2-3 zdania objaśnienia]

Postulujecie również zmianę prawa prasowego. Co z nim jest nie tak?

Tak, bo ma ono charakter archaiczny. Nie reguluje w żaden sposób działalności w internecie. Jest niejasne, dzięki czemu dochodzi do takich paradoksów, jak w przypadku portalu „Szyciepoprzemysku”, gdzie najpierw autorom odmówiono możliwości rejestracji, jako tytułu prasowego, a następnie oskarżono ich zgodnie z art. 45 ustawy. Czy to nie jest niedorzeczne? Co prawda wyrok Sądu Najwyższego w tej sprawie, uniewinnił twórców, ale samo uzasadnienie wciąż pozostawia pewien niedosyt. Proszę wziąć pod uwagę definicje samej prasy, zgodnie z ustawą czasopismem jest druk periodyczny, ukazujący się nie częściej, niż raz w tygodniu, zatem jeśli mam bloga i piszę raz w tygodniu, to muszę go rejestrować? Wciąż nie ma odpowiedzi na to pytanie, o ile przy definicji dziennika, jest to już trochę bardziej jasne, bo pojawia się zwrot „ogólnoinformacyjny druk periodyczny…”, o tyle w przypadku czasopisma jest to wciąż niejasne. I można na tej podstawie mniemać, że chcąc legalnie prowadzić stronę w Internecie, trzeba ją
zarejestrować w sądzie.

Jakaś niedorzeczność!

Powiem więcej, to zamach na wolność słowa w Internecie. Na to się nie godzimy. Dowodzi to również faktu, że władza nie ma kompletnie pojęcia o nowych technologiach. Oraz tego że władza chce nas kontrolować na każdym kroku. Mamy kontrolę dóbr kultury poprzez restrykcyjne prawa autorskie, kontrolę informacji, poprzez archaiczne prawo prasowe, inwigilację, poprzez retencję danych.

Retencje danych?

Operatorzy sieci telefonii stacjonarnych i komórkowych oraz dostawcy Internetu gromadzą informacje o wszystkich rozmowach telefonicznych, szczegółach użytkowania internetu, jak i pozycji geograficznej podczas korzystania z telefonów komórkowych obywateli. Mówi się, że to w obronie przed terroryzmem. Bzdura. Naszym zdaniem to naruszenie prawa do prywatności. Bezprawna inwigilacja.

Jakie macie plany najbliższą przyszłość? Wybory, sejm?

Wybory? Kiedyś na pewno, ale nie najbliższe. W chwili obecnej działalność w sejmie nas nie interesuje.

A w co celujecie?

Na szczeblu lokalnym, tj. krajowym stawiamy przede wszystkim na konkretne działania, poprzez inicjatywy społeczne. Ale interesują nas także działania międzynarodowe. Za rok są wybory do Parlamentu Europejskiego i chcemy w nich wystartować.

Dlaczego stawiacie na PE a nie sejm?

Start w wyborach do PE jest dla nas dużo bardziej ważny niż udział w lokalnych wyborach, bo wierzymy, że podejmowane właśnie tam decyzje będą znacząco wpływały na polskie prawo, a nie na odwrót.

I sądzicie, że będziecie tam poważnie traktowani?

Już jesteśmy. Takich partii jak nasza jest w Europie wiele, to ruch ogólnoświatowy a zwłaszcza ogólnoeuropejski. Podobne partie piratów działają w 14 krajach Europy i kilku na świecie. W europarlamencie stworzymy silną frakcję.