Uważaj – trwa polowanie w sieci
„Wielkie polowanie na e-piratów. Chomik wydał internautów egzekutorom” – krzyczał tytuł w jednym z ostatnich wydań „Dziennika Gazety Prawnej”. Gazeta opisała działania jednej z firm fonograficznych, która tropi internautów zamieszczających pliki z muzyką w serwisach internetowych Chomikuj.pl i Wrzuta.pl. Ale na piratów komputerowych kancelarie prawne reprezentujące zagraniczne koncerny medialne polują w Polsce już od kilku lat. Coraz efektywniej rozpracowuje ich też policja.
Firma reprezentuje kilku polskich artystów, m.in. Macieja Maleńczuka, Pawła Kukiza i Marysię Sadowską. Wysłała do kilkuset internautów emaile, w których domaga się odszkodowania, często w wysokości ponad tysiąca złotych. Jeśli internauci nie zapłacą, sprawa ma trafić do prokuratury.
To nie pierwsza tego typu sprawa w Polsce. Od kilku lat na piratów polują kancelarie prawne reprezentujące zagraniczne koncerny medialne. Coraz efektywniej piratów rozpracowuje też policja. Efekty już widać: w Polsce systematycznie spada liczba miłośników nielegalnych plików.
Co ósmy Polak to pirat
– Szacuje się, że nielegalne jest 54 procent oprogramowania w Polsce – mówi portalowi tvp.info Bartłomiej Witucki z Business Software Alliance, międzynarodowej organizacji zajmującej się walką z piractwem komputerowym. – Średnia światowa wynosi 43 procent, a przykładowo w USA nielegalne jest tylko 20 procent oprogramowania – dodaje.
W Unii Europejskiej nasz kraj zajmuje pod tym względem piąte miejsce od końca. Więcej pirackich programów jest tylko na Łotwie, w Grecji, Rumunii i Bułgarii. Niewiele lepiej jest, jeśli chodzi o nielegalne ściąganie przez internautów plików z muzyką i filmami. Z badań opublikowanych pod koniec 2008 roku przez pracownię SMG/KRC wynika, że tylko co piąty Polak potępia ściąganie utworów bez zgody właściciela. Aż 36 procent nie widzi w tym nic złego. Z wyliczeń ekspertów wynika, że pliki z Internetu nielegalnie ściąga co ósmy mieszkaniec naszego kraju.
Mimo wszystko w walce z piractwem komputerowym można zauważyć postęp. – W tym roku Polska została skreślona z prowadzonej przez rząd amerykański listy państw zagrożonych piractwem – informuje Bartłomiej Witucki. Pozycja Polski w rankingu poprawiła się, choć na świecie tendencja jest odwrotna. Z roku na rok na zwiększa się ilość nielegalnego oprogramowania.
Spadek zainteresowania Polaków nielegalnymi programami i plikami jest też widoczny w policyjnych statystykach. Od lat zmniejsza się liczba postępowań, które policja prowadzi w sprawie naruszenia własności intelektualnej. Przykładowo w 2008 roku zajmowała się 705 przypadkami złamania prawa w zakresie nielegalnych kopii utworów muzycznych. W 2009 roku takich spraw było tylko 425. – W Polsce wzrasta poziom wiedzy na temat tego, co jest legalne, a co nie – ocenia Karol Jakubowski z Komendy Głównej Policji. – Poza tym prewencyjny efekt przynoszą działania policji. Od kilku lat przy każdej wojewódzkiej i powiatowej komendzie działają zespoły zajmujące się zwalczaniem przestępczości komputerowej – dodaje.
Sprzed komputera za kratki
Odstraszająco działają głośne wyroki w sprawach piractwo. W listopadzie 2008 roku jako pierwsza osoba w Polsce na dwa lata bezwarunkowego więzienia został skazany Ormianin Tigran T., handlarz nielegalnym oprogramowaniem. Surowy wyrok otrzymał dlatego, że wcześniej był sądzony za podobne przestępstwo. Przed miesiącem za kraty trafił kolejny pirat komputerowy, Marcin W. Sąd w Płocku skazał go na sześć miesięcy więzienia, bo nie zapłacił zasądzonej wcześniej kwoty 16 tysięcy złotych na rzecz poszkodowanych producentów oprogramowania.
– Pod koniec lat 90. widoczna była skłonność organów ścigania do umarzania spraw o piractwo. Ta tendencja już się jednak odwróciła – mówi Bartłomiej Witucki.
Większość wyroków zapada w zawieszeniu. Dotkliwe mogą być jednak zobowiązania do naprawienia szkody, które często zasądzają sądy. – Producent ma prawo żądać trzykrotności opłat licencyjnych. W przypadku specjalistycznego oprogramowania kwoty mogą być spore. Przykładowo jeśli pracownia architektoniczna używa na kilku komputerach nielegalne programy AutoCAD, może liczyć się z wydatkiem sięgającym kilkuset tysięcy złotych – wylicza Witucki.
Z badań organizacji Business Software Alliance wynika, że o pirackim procederze w przedsiębiorstwach coraz częściej zawiadamiają zwolnieni pracownicy.
Kradzież wirtualna, grzywna realna
Wysokie odszkodowania grożą jednak również użytkownikom prywatnym. W 2007 roku głośno było o policyjnym nalocie na akademiki Politechniki Koszalińskiej. Zarekwirowano kilkanaście komputerów z nielegalnym oprogramowaniem. Oskarżono ponad czterdzieści osób, z których większość ukarano. Kary finansowe wahały się od trzech do kilkudziesięciu tysięcy złotych.
Coraz częściej zdarza się, że kary płacą też internauci ściągający pliki z Internetu. W polowaniach na takie osoby specjalizują się niektóre kancelarie prawne. – Od jednej z takich kancelarii dostałem pismo, w którym poinformowała mnie o naruszeniu prawa autorskiego. Chodzi o to, że za pomocą popularnego programu udostępniłem internautom film dystrybuowany przez firmę, którą reprezentuje kancelaria – opowiada portalowi tvp.info Marcin, internauta z Łodzi. – Zażądano ode mnie pięciuset złotych odszkodowania. Dostałem też wezwanie na policję. Zapłaciłem te pieniądze i postępowanie umorzono – dodaje.
Skąd kancelarie prawne mają informacje o internautach udostępniających pliki? Numery IP wychwytują zazwyczaj za pomocą specjalnego oprogramowania. Następnie przekazują dane policji, żądając wszczęcia postępowania. Funkcjonariusze kontaktują się z dostawcą Internetu, ustalają adres i nazwisko internauty, a następnie przekazują te dane kancelarii. Najaktywniejsze kancelarie potrafią wysłać kilka tysięcy pism rocznie. – Pozyskiwanie danych internautów to często działanie na granicy prawa – ocenia Radosław Pietroń, wiceprzewodniczący polskiego oddziału Partii Piratów, która walczy o wolny dostęp do sztuki i dorobku naukowego.
Droga donikąd?
Bezpośrednią przyczyną powstania Partii Piratów w Polsce było zamknięcie w czerwcu 2006 roku szwedzkiego serwisu The Pirate Bay. Choć portal nie udostępniał nielegalnych plików, a jedynie odnośniki, jego twórcy zostali skazani na rok więzienia i karę finansową w astronomicznej wysokości 3,6 milionów dolarów. Zamknięcie portalu uznaje się za jeden symboli nasilenia represji wobec zwolenników darmowego dostępu do dóbr kultury.
Do podobnej rangi urosła postać amerykanki Jammie Thomas-Rasset, samotnej matki, która od kilku lat zmaga się z koncernami fonograficznymi na sali sądowej. Za udostępnienie w Internecie 24 plików z muzyką została skazana w 2009 roku na niebotyczną karę 1,92 miliona dolarów. Jej prawnikom udało się jednak obniżyć tę kwotę do wysokości 54 tysięcy dolarów.
Coraz częściej pojawia się pytanie, czy tak restrykcyjne karanie za ściągania plików z Internetu ma w ogóle sens. Zwolennicy wolnego dostępu do dóbr kultury często przytaczają wyniki badań, z których wynika, że znienawidzeni przez wytwórnie fonograficzne piraci są ich najlepszymi klientami. Wydają na legalna muzykę o 75 proc. więcej niż ci, którzy posiadają wyłącznie płyty ze sklepu. Częściej chodzą też na koncerty i do kina.
– Zamiast walczyć z piratami, powinno się szukać nowych rozwiązań. Już teraz istnieją portale, na których można legalnie oglądać filmy w zamian za wyświetlenie kilkudziesięciosekundowej reklamy – mówi wiceprzewodniczący Partii Piratów.
Coraz częściej na umieszczenie swoich utworów w Internecie decydują się znane zespoły muzyczne. Radiohead i Arctic Monkeys umieściły pliki, prosząc fanów o dobrowolne wpłaty. Internauci płacili średnio osiem dolarów, czyli tyle, ile kosztuje płyta w sklepie.
– Mam wrażenie, że na walce ze ściąganiem plików bardziej zależy koncernom fonograficznym niż artystom. Trochę przypomina mi to sytuację z początku XX wieku, kiedy pojawiło się radio i koncerny uważały, że załamie się sprzedaż płyt – przypomina Radosław Pietroń z Partii Piratów. – Zmiana w podejściu do prawa autorskiego musi nadejść. To nieuchronne – uważa.
Źródło: http://www.tvp.info/